- Cześć. I jak się czujesz? - z namysłu wyrwał mnie przyjemny głos Daniela.
- Yyy już jest dobrze. Mogę już stąd wyjść? Wiesz, że nie lubię szpitali.
- Musisz wziąć tylko wypis. Uprzedzę tylko kogoś, i cię odwiozę.
Odetchnęłam z ulgą. Nareszcie. Wyszłam z jakże niewygodnego łóżka. Wzięłam torebkę, telefon z szafki, i wyszłam z pomieszczenia. Skierowałam się do małego pokoiku. Wypis już na mnie czekał. Wzięłam go, i włożyłam do torebki.
- Dziękuję.
Wyszłam ze szpitala. W samochodzie czekał już na mnie Daniel. Wsiadłam do jego samochodu.
- Eeej spójrz tylko na mnie. - poprosił.
Lekko odwróciłam głowę w jego stronę, po czym ją spuściłam w dół. Krajewski kciukiem uniósł moją głowę trochę w górę.
- To Łukasz? - zapytał, lekko dotykając mojego policzka.
- Nie ważne. Jedź. Chciałabym już być w domu.
- Ale odpowiedz mi tylko czy to był Łukasz. Powiedz. Proszę. Wiesz, że się o ciebie martwię.
- Tak. To był Łukasz. Ale Daniel... - położyłam rękę na jego ramieniu. - Błagam nie zrób nic głupiego.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale " - wtrąciłam się. - Nie rób nic. Słyszysz?
- Milena. Do jasnej cholery on cię uderzył. Jesteś w ciąży. Nie pojmujesz tego?
- Wiesz przecież, że jeśli coś mu zrobisz... On ma znajomości, pieniądze. Obiecaj. Proszę.
Daniel już nic nie powiedział. Ruszył. Jechaliśmy w milczeniu. Kiedy zatrzymał się pod moim domem, spojrzałam jeszcze na niego.
- Obiecaj, że nic mu nie zrobisz...
- Obiecuję. Ale... Jeśli jeszcze raz coś ci zrobi, to już mnie nie przekonasz...
- Dziękuję. - ucałowałam jego policzek. - Cześć.
Wyszłam z jego samochodu. Wzrokiem odprowadziłam oddalający się pojazd. Wyciągnęłam z torebki klucze, i weszłam do domu. Weszłam po schodach na górę. Znalazłam się w łazience. Zsunęłam na ziemię spódniczkę, a następnie bluzkę. Stanęłam przed lustrem w koronkowej bieliźnie. Włosy lekko opadały na moje ramiona. Wyglądałam koszmarnie - jak potwór.Pod czerwienione oczy od płaczu, i ten policzek, który odróżniał się od reszty. Zdjęłam bieliznę. Weszłam do kabiny. Odpuściłam wodę. Gorące kropelki spływały po moim ciele. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- No nie...
Zakręciłam wodę. Sięgnęłam ręką po swój czerwony szlafrok. Ubrałam go, dokładnie zasłaniając swoje ciało. Włosy spięłam w wysoki kok. Wyszłam z łazienki. Zeszłam po schodach. Otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się przyjmujący Resovii.
- Czeeeść. Stało się coś? Wejdź.
Zrobiłam mu miejsce w drzwiach, aby mógł przejść.
- Nie mam twojego numeru, a chciałem się zapytać, czy przeszłabyś się gdzieś ze mną.
- Tak. Pewnie. Ale musisz mi dać trochę czasu. Rozgość się.
- Spokojnie... Mamy czas. - uśmiechnął się.
- Tam w kuchni. - wskazałam jednym ruchem głowy na pomieszczenie. - Zrób sobie kawę, czy co tam chcesz. Woda. Sok... Co wolisz.
- Nie. Nie trzeba.
Siatkarz spojrzał na mnie.Jego uwagę przykuł mój prawy policzek. Cholera! Tylko nie to.
- Daj mi chwilę. - wypowiedziałam szybko.
Chciałam już pobiec na górę, ale Paul był szybszy. Chwycił moją rękę.
- Milena... Co się stało?
- Nic. Nic się nie stało.
- Nie jestem ślepy. Przecież widzę. - delikatnie dotknął mojego policzka. - Kto ci to zrobił?
- Uderzyłam się.
Uderzyłam się? O Boże. Milena. Tylko an tyle cię stać? Uderzyłam się...
- Powiedz prawdę.
- Nic. Naprawdę nic się nie stało...
- Zależy mi na tobie. Rozumiesz? Kto cię uderzył? Proszę. Powiedz.
Nie odpowiedziałam już nic. Odwróciłam się i poszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się, delikatnie się umalowałam, starając się jak najlepiej zatuszować moje oczy, i policzek. Spięłam włosy w koński ogon. Zeszłam na dół. Paul siedział właśnie na kanapie. Powoli, cicho podeszłam do niego. Objęłam go od tyłu.
- Gniewasz się na mnie? - szepnęłam do jego ucha.
- Milena... Powiedziałem ci już, że zależy mi na tobie. - chwycił mnie za ręce. - Fakt, nie znamy się długo... Ale tak wyszło. Chcę wiedzieć, kto ci to zrobił.
- To był... Łukasz. Ojciec mojego dziecka. Ten, którego spotkaliśmy wczoraj rano.
- To on cię uderzył? Wie przecież, że jesteś w ciąży. O co w ogóle poszło?
- Powiedziałam mu, jakim jest idiotą, że jest nieodpowiedzialny,i, że to nie jego sprawa, czy... Jestem z tobą. Wściekł się, i mnie uderzył. Uciekłam a potem znalazłam się w szpitalu.
- Co? W szpitalu? Tak mocno cię uderzył?
- Nie. nie tak mocno. Zemdlałam, a jego ojciec odwiózł mnie do szpitala. Na szczęście z dzieckiem wszystko dobrze.
Lotman wstał. Podszedł do mnie bliżej. Objął mnie w pasie. Pocałował mnie. oddawałam się jego pocałunkom, ale po chwili niechętnie się oderwałam.
- Kocham cię. - szepnął patrząc mi w oczy.
- Słu - słucham?
- Kocham cię. Zależy mi na tobie.
Co ja miałam mu powiedzieć? Że nie jestem na razie gotowa na związek, pomimo tego, że też coś do niego czuję. Do tego jeszcze ta ciąża...
- Nie przeszkadza ci to, że jestem w ciąży?
- Ciąża? Nie, coś ty. Chcę ci pomóc. Rozumiesz?
- Tak, tak. Rozumiem. Ale ja nie jestem pewna...
- Czego? Uczuć? Czy mnie kochasz, czy nie? - kciukiem pogładził mój policzek.
- Nie... Czy się nie zawiodę na tobie, tak samo jak na Łukaszu. Wiesz o co mi chodzi...? Czy mnie nie zostawisz, bo przerośnie cię to wszystko. Dziecko, mecze, treningi. To jest obowiązek...
- Wiem... Chcę ci pomóc. Będę się starał ci pomagać jak najlepiej. Chcę być z tobą...
Nie odpowiedziałam nic. Przytuliłam go. Podniosłam się na palcach, aby choć trochę dorównać jego wzrostowi, pomimo tego, że miałam te prawie metr osiemdziesiąt przy nim byłam niziutka.
- Nie będę nalegał... Jeśli będziesz gotowa... Wtedy.
Spojrzałam w jego duże, brązowe oczy. Skinęłam tylko głową.
- Dziękuję.
- Za co? - charakterystycznie uniósł brwi ku górze.
- Że jesteś.
Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Chwyciłam jego rękę.
- To gdzie idziemy?
- Ja myślałem o... Basenie. Co ty na to?
- Świetny pomysł... Pójdę tylko po strój.
Weszłam do pokoju. Przeszukałam każdą szafkę. Znalazłam. Wzięłam tylko większą torbę, do której włożyłam strój i ręcznik. Zeszłam na dół. Wyszliśmy. Zamknęłam drzwi. Chwyciłam siatkarza za rękę. Szliśmy w stronę pobliskiego basenu. Droga minęła nam bardzo szybko. Kupiliśmy bilet. Weszłam do przebieralni, szybko się przebrałam. Ubrania wcisnęłam do torebki. Wyszłam. O dziwo byłam pierwsza. Stanęłam rozglądając się dookoła. Poczułam na swoich biodrach ręce Paul'a.
- Musimy częściej chodzić na basen. - ucałował mnie w szyję.
Chwycił moją rękę. Znaleźliśmy wolne miejsce. Lotman od razu wyciągnął mnie do wody. Wszedł jako pierwszy.
- Iii? Jaka woda?
- Idealnie. Chodź. - wyciągnął do mnie rękę.
Włożyłam tylko nogę do wody. Racja. Idealna. Zeszłam po drabince do wody. Lotman podpłynął do mnie, po czym mnie objął.
[...] Spędziliśmy na basenie dwie godziny. Przebraliśmy się. Kierowaliśmy się w stronę mieszkania Lotmana, w którym znaleźliśmy się po piętnastu minutach. Weszliśmy do środka. Ja od razu zajęłam całą kanapę, nie robiąc mu miejsca.
- Aa to dla mnie nie ma miejsca...? - zapytał robiąc duże oczy, zupełnie jak kot ze Shreka.
- Coś się chyba znajdzie. Ale... Nie jestem pewna.
Paul przejechał ręką po moim brzuchu, po czym zaczął mnie łaskotać. Poddaję się. Nienawidzę tego, ale w jego wykonaniu. Było to nawet przyjemne.
- Słabo ci to idzie. - zaśmiałam się patrząc na niego.
Podwinął moją bluzkę do góry, zaczął muskać delikatnie mój brzuch, wodząc jednocześnie ręką po mojej nodze. Podniosłam się na łokciach, robiąc mu miejsce obok siebie.
[...] Cały wieczór oglądaliśmy filmy. Tym razem postawiliśmy na komedię. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, zasypiając właśnie w takiej pozycji.
─────♦─────
Postarałam się. Wyszło dłuższe nić poprzednie, i dość szybko napisane. Liczę na jeszcze więcej komentarzy. Uwierzcie, bardzo motywują. Czytasz-komentujesz-motywujesz :) pozdrawiam ;*