niedziela, 1 czerwca 2014

# 5. To musi być coś więcej niż chemia, która napędza organizm, mamy serca by kochać, uczucia by móc je ranić.

- Ciociu!
Podniosłam szybko głowę. Moim oczom ukazała się Julka, która zaraz znalazła się na kanapie obok mnie.
- Julka... - powiedziałam cicho. - Cześć. - ucałowałam jej policzek.
Uniosłam głowę, spojrzałam na zegarek. Była godzina ósma. Wstałam z kanapy. Weszłam do łazienki. Wyglądałam koszmarnie. Rozmazany tusz, i lekko pod czerwienione oczy od płaczu. Odkręciłam kran. Przetarłam zimną wodą twarz, dokładnie wycierając czarne ślady po tuszu. Wyszłam z łazienki. Zjadłam śniadanie razem z mamą i Julką.
- Jadę już do domu. Dzięki, i cześć.
Ucałowałam mamę, i Julkę. Wyszłam z domu. Wyciągnęłam telefon, i słuchawki z torebki. Włączyłam muzykę, kierując się na przystanek. Autobus. Mój? Odjechał.
- Cholera! - krzyknęłam. 
Lekko rozkładając ramiona z rezygnacją. Sprawdziłam kiedy następny, godzina. Daniel? A może się urwie z pracy na kilka minut. Kontakty. Daniel. Nacisnęłam na zieloną słuchawkę.
- Halo? 
- Cześć braciszku. - odparłam ciepło. - Znajdziesz trochę czasu. Możesz się urwać z pracy, na kilka minut... 
- A coś się stało? 
- Nic takiego. Autobus mi uciekł, następny za godzinę. 
- Mam pół godziny wolnego, więc się tylko przebiorę, i jestem. 
- Ohhh jesteś boski. Wiesz o tym?
Rozłączyłam się. Na Daniela nie musiałam czekać długo, zjawił się po dziesięciu minutach. Weszłam do samochodu, całując delikatnie jego policzek w geście przywitania. 
- Mama już wie? - zaczął.
- Tak, powiedziałam jej wczoraj. 
- I co? 
- Wiesz... Cieszy się, że będzie miała wnuka... Bądź wnuczkę. Ale zdenerwowała się jak jej powiedziałam, że pokłóciłam się z Łukaszem... Wiem, ze tak nie powinno być. Dziecko powinno mieć oboje rodziców. Ale to wszystko przez Łukasza. - mijaliśmy właśnie halę. - Możesz się tutaj zatrzymać. 
- Bądź spokojna. Pomogę ci, rodzice też. Na pewno tutaj? Dobrze. 
Zatrzymał się. Uśmiechnęłam się do brata, całując go w policzek. 
- Dzięki. Wielkie dzięki braciszku. 
Jeszcze raz ucałowałam jego policzek, i wyszłam z samochodu. Miałam nadzieję, że chłopaki będą mieli teraz trening. Weszłam na halę, gdzie od razu kierowałam się na salę. 
- Dajesz Niko! - krzyknął Ignaczak.
Uśmiechnęłam się patrząc na nich. Skierowałam się na trybuny, wbiegłam wyżej po schodkach mijając co dwa stopnie. Usiadłam wygodnie na plastikowym krzesełku z uwagą przyglądając się siatkarzom. Spojrzałam na Lotmana, który również mi się przyglądał. Igła na przyjęciu, Fabian wystawa, Konarski atak. 
- Lotman uważaj! - krzyknął Konarski. 
Lotman na ziemi. Chwycił się za głowę. Lekko się skrzywiłam patrząc na leżącego na ziemi Lotmana.
- Mówiłem. - zaśmiał się Dawid.
Podszedł pod siatką, wyciągnął rękę do Lotmana, który zaraz wstał.
- No wiesz... Tu się gra. - zaśmiał się Ignaczak patrząc na przyjmującego.- Po treningu możesz się przyglądać... Do woli. 
- Igła... - westchnął cicho. 
Trening trwał jeszcze przez około pół godziny. Zeszłam powoli po schodkach. Na dole czekał przyjmujący. 
- I co żyjesz? Cześć. - uśmiechnęłam się patrząc na niego. 
- Jeszcze. Cześć. - ucałował mój policzek. - Znajdziesz trochę czasu? - zapytał. 
- Tak, tak pewnie.
- To się przebiorę, a potem cię gdzieś zabiorę, ale pomyślimy nad tym potem. 
Odszedł ode mnie, wszedł do szatni. Nie było go zaledwie dziesięć minut. Uśmiechnął się do mnie przewieszając tylko torbę przez ramię. 
- To co idziemy? 
Stanął bliżej mnie, po czym chwycił mnie za rękę. Spojrzałam tylko na nasze ręce. Ścisnęłam jego dłoń trochę mocniej. Wyszliśmy z hali.
- To co gdzie to mnie... Porywasz? - zaśmiałam się patrząc na siatkarza, z uśmiechem. 
- Aaa gdzie byś chciała? Zaczekaj, dam tylko torbę do samochodu, i się przejdziemy.
Odszedł ode mnie, wrzucił torbę do bagażnika, i po chwili stał już obok mnie, chwytając mnie za rękę. 
- Yhm... Zjadła bym sobie jakieś ciastko. - powiedziałam rozmarzona, można powiedzieć, że już widziałam siebie i te ciastko razem. - Kawiarnia może być? - dodałam.
- Pewnie. To idziemy. 
Szliśmy wolnym krokiem, poznając się jeszcze bliżej. Mówił mi o swojej rodzinie, czym się jeszcze interesuje poza siatkówką, która i tak zajmowała mu większość czasu. Treningi, mecze, wyjazdy, Asseco, reprezentacja, i tak już od kilku lat. 
- Oo chodź tutaj. Tutaj są przepyszne ciastka. 
Pociągnęłam Lotmana za rękę. Weszliśmy do środka. Dziś było wyjątkowo mało ludzi, może dlatego, ze była też pora, w której niektórzy byli jeszcze w pracy, bądź w szkole. Uwielbiałam tą kawiarnię, nie licząc tego, że mając tu pyszne ciastka, ale też za cały wygląd tego miejsca. Jasno niebieskie obrusy, które bardzo ładnie komponowały się razem z jasno niebieskimi ścianami, przez które przechodził cienki szary pasek, na każdym stoliku był mały bukiecik z kwiatkami. Usiedliśmy koło okna, na przeciwko siebie.
- To co bierzesz? - zagadnęłam sięgając po menu. 
- Jeszcze nie wiem... - odparł sięgając po drugą kartę. 
- Oo ja już wiem. Cappuccino, i szarlotka. Spróbuj jest pyszna. 
Zaraz obok naszego stolika zjawiła się kelnerka, z małym notesikiem i długopisem w ręku. Uśmiechnęła się patrząc na nas. 
- Dzień dobry, co podać? - zapytała z uśmiechem blondynka. 
- Dwa razy cappuccino, i dwa razy szarlotka. - odparł Paul spoglądając na dziewczynę.
Chwilę później nasze zamówienia znalazły się na stoliku.Od razu musiałam spróbować trochę zamówionego ciastka. 
- Ooo cudowne... - uśmiechnęłam się. 
- No to trzeba spróbować.
Wziął trochę do ust, po czym się uśmiechnął. 
- Racja. Bardzo dobre.
[...] Spędziliśmy w kawiarni jakieś czterdzieści minut. Paul położył na stoliku tylko pieniądze, po czym wyszliśmy, kierując się pod halę. Paul postanowił mnie odwieźć do domu. Drogą cały czas rozmawialiśmy o wszystkim, siatkówce, rodzinie, mojej pracy, i takich tam. Kiedy siatkarz zatrzymał się pod domem, spojrzałam na niego milcząc przez chwilę. 
- Wejdziesz? - po samochodzie rozniósł się mój ciepły głos. 
Wbiłam  niego swoje błękitne tęczówki. Paul uśmiechnął się przyglądając mi się, odgarnął mi tylko kosmyk włosów za ucho.
- Hmm... Czemu nie.
Wyszliśmy z samochodu. Przeszukałam torebkę w poszukiwaniu kluczy. 
- Gdzie to jest. 
Kucnęłam tylko, wyrzucając całą zawartość  torebki. Wyciągnęłam je, po czym dumnie wypięłam pierś do przodu. 
- Mam. 
Otworzyłam drzwi. Weszliśmy do środka. Zdjęłam od razu buty, które odstawiłam na bok. Kurtkę odwiesiłam, oraz torebkę. 
- To... Zjesz coś? Napijesz się czegoś? - zagadnęłam z uroczym uśmiechem. 
- Nie, nie. Dzięki. Fajnie tu masz. Mieszkasz sama? 
- Aa dziękuję. Tak. Do czasu... - puściłam mu oczko. - Przebiorę się tylko. Usiądź, rozgość się. - dodałam. 
Wbiegłam na górę po schodach, skacząc co drugi stopień. Wzięłam tylko krótki prysznic, szybko się przebrałam. Zajęło mi to niespełna dziesięć minut. Spięłam włosy w wysoki kok. Zbiegłam na dół. Wskoczyłam na kanapę, siadając obok Lotmana, który zaśmiał się patrząc na mnie. 
- To co... Zobaczymy jakiś film? Wypożyczyłam ostatnio, ale jak zawsze nie miałam czasu zobaczyć. 
- Film... Pewnie. To włączaj. 
Wstałam, biorąc płytkę do ręki, którą zaraz włożyłam do DVD. Sięgnęłam po pilot. Usiadłam zaraz obok Paul'a. 
- Horror? - zagadnął siatkarz. 
Pokiwałam tylko zgodnie głową, spoglądając na niego. 
- Boisz się? - zaśmiałam się patrząc na niego. 
- Zobaczymy kto się będzie bał. 
Przyjmujący dźgnął mnie lekko w bok, na co aż się wyprostowałam. Zrobiłam smutną minę. Dość długo trwałam z taką miną, jednak przy nim nie dało rady się smucić, to było właściwie niewykonalne. Nagle z mojego zamyślenia wyrwał mnie nóż. Nie byle jaki, bo zakrwawiony, co prawda za ekranem telewizora, ale przez chwilę myślałam, ze leci prosto na mnie. 
- O boże! - krzyknęłam. 
Ukryłam twarz w jego koszulce. Wyobraźnia płatała mi figle, i to w dodatku w tedy, kiedy chciałam mu udowodnić, że nie tak łatwo mnie nastraszyć. Przytuliłam go jeszcze mocniej, jego zapach mnie uspokoił. Odwróciłam głowę w stronę ekranu telewizora. 
- Ani mi się waż śmiać z mojego zachowania. 
Zagroziłam uśmiechając się delikatnie.
- Nie... Ja się wcale nie śmieję. - powiedział rozbawiony. - Ale przyznaj, że się boisz. - dodał z rozbawieniem przyglądając mi się. 
- Nagła śmierć w nocy. - powiedziałam najsłabszym głosikiem jaki umiałam tylko z siebie wydobyć, patrząc mu przy tym w oczy.
Chciałam teraz wyglądać jak ta mała, straszna dziewczynka z horroru.
- Zauważyłeś, że małe dzieci odgrywają w horrorach właściwie najstraszniejsze role? - zadygotałam. 
Już teraz wiedziałam jaki sen będzie mnie nawiedzać w nocy. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Spojrzałam mu prosto w oczy. 
- I później śni ci się, że chodzi taki słodkie maleństwo z misiem i zakrwawionym nożem kuchennym... - odparłam. 
Zaśmiałam się cicho. Jednak uzyskałam swój pożądany efekt. Paul delikatnie się uśmiechnął. Zbliżył swoją twarz do mojej. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Milimetry. Spotkały się. Delikatnie muskałam swoimi malinowymi ustami jego usta. Przylgnęłam do niego. Właściwie chyba już bliżej być nie mogłam. Każdy jego kolejny pocałunek sprawiał, że po prostu rozmiękałam. Miałam ochotę się temu poddać. Jednak gdy poczułam, że podwijał moją bluzkę do góry, zatrzymałam jego dłoń, swoją. Przerwałam tę chwilę. Jednak zanim wypowiedziałam jakieś słowo, musiałam zwolnić swój oddech. 
- Paul... Ja, ja nie mogę. Właściwie, to mogę. Ale... Nie, nie teraz. 
Schowałam twarz w jego ramionach. Świetnie, na kuli ziemskiej jest miliard dziewczyn, a on musiał wybrać akurat dziewczynę w ciąży. Uśmiechnęłam się do niego czule po czym cicho westchnęłam. 
- Przepraszam... Ale... Ale dlaczego nie? - zapytał.
- Ty czegoś nie wiesz... - zaczęłam cicho. 
- Czego? - pogładził kciukiem mój policzek. 
Przez dobrą chwilę głęboko spoglądałam w jego oczy. Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. A może po prostu - jestem w ciąży z byłym, będę miała dziecko... - Tak chyba będzie najlepiej. 
- Będę miała dziecko. Jestem w ciąży. A właściwie nie wiem też na jakim jesteśmy... Etapie. Znajomi? Przyjaciele? Romans? - powiedziałam cicho. -Do tego nie znamy się wystarczająco długo. - dodałam. 
- W... W ciąży? A ojciec tego dziecka? 
- Mówił, że nie jest gotowy na dziecko, do tego zdradził mnie z jakąś... Blondynką. 
- Sama je będziesz wychowywać? On ci nie pomoże...? 
- Nie wiem jak to będzie. Przepraszam. 
- Ale nie... Nie masz za co. Pójdę już. Ii... Przepraszam cię. - ucałował delikatnie mój policzek. 
Wstał, wziął bluzę, wsunął adidasy na nogi. Wyszedł z mieszkania. Zamknął drzwi. 
- Cześć... - powiedziałam cicho. 
Jeszcze przez chwilę oglądałam film. Wyłączyłam TV.Poszłam do siebie. Szybko ubrałam piżamę. Położyłam się do łóżka. Była dopiero godzina dwudziesta. Zasnęłam po chwili. 

─────♦─────

Skończyłam. Przepraszam, że tak długo. Ale urodziny, wycieczka, bierzmowanie, jakieś przygotowania i tak dalej i tak dalej. I brak weny. Teraz postaram się dodawać częściej. Czytać. Liczę na jakieś komentarze, które bardzo motywują. Z góry bardzo dziękuję, i pozdrawiam ;*

7 komentarzy:

  1. ej, hahaha, a pamiyntosz jak my godały, że na wycieczce bd tela pomysłów? XD haha ;d nie musza godać jai, bo wiysz :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wena wena wena :) opcopcopc ;d Zakopane tak działa :D

      Usuń
  2. świetnie ci wyszedł ten rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Mam tylko nadzieje ze wreszcie zacznie się coś układać. Czekam na kolejny Nika ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam,że tak późno :D

    RE-WE-LA-CJA!! :D
    Mam nadzieje ze bd razem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CIE-SZĘ-SIĘ ;D
      hehe nie no bardzo się cieszę, że się podoba :) staram się ;))

      Usuń
  5. Dobrze, że wakacje, więcej rozdziałów się szykuje. ;) J.

    OdpowiedzUsuń