- Nie śpię. - uśmiechnął się.
Podniósł się na łokciach. Usiadł. Chwycił mnie za rękę, po czym pociągnął mnie do siebie.
- Ja muszę iść do pracy. Mam godzinę. A muszę iść jeszcze się przebrać.
- To cię podwiozę.
Uśmiechnął się do mnie. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Ale to ubieraj się. - popędzałam Lotmana.
Wstałam. Zdjęłam koszulkę, po czym szybko wbiłam się w sukienkę. Spięłam włosy w wysoki kok. Wyszłam z pokoju. Wsunęłam na nogi koturny, stanęłam przed drzwiami czekając na niego. Wyszliśmy z mieszkania. Skierowaliśmy się do jego samochodu. Droga zajęła nam kilka minut. Weszliśmy do domu. Ja od razu pobiegłam na górę, do siebie. Wyciągnęłam ubrania, i weszłam do łazienki. Wzięłam krótki prysznic, wytarłam dokładnie swoje mokre ciało miękkim ręcznikiem. Szybko wbiłam się w wcześniej wybrany strój. Delikatnie się umalowałam, po czym rozczesałam włosy. Zbiegłam na dół po schodach. Wzięłam torebkę, klucze, i telefon, który od razu wrzuciłam do torebki. Zamknęłam drzwi. Wsiadłam do samochodu Lotmana. Oddech miałam szybki, nierówny. Nienawidziłam robić czegoś na szybko. Spojrzałam na Paul'a.
- Ładnie wyglądasz...
- Aa dziękuję.
- To gdzie mam jechać? - zagadnął z uśmiechem.
- Jedź. Będę ci mówić. Spokojnie. - odparłam.
Mówiłam mu na każdym odcinku drogi jak jechać. Była godzina siódma pięćdziesiąt pięć. Jesteśmy na miejscu. Nie spóźniłam się.
- Boże... Nie wiem co bym zrobiła, jak byś mnie nie podwiózł...
- Jeszcze nie Boże. - zaśmiał się. - Nie ma za co. - puścił mi oczko.
Uśmiechnęłam się. Ucałowałam delikatnie kącik jego ust, i wyszłam z samochodu. Lotman również wyszedł, chwycił mnie za rękę, i pociągnął do siebie. Pocałował mnie delikatnie, ręką gładząc mój policzek. Odsunęłam się lekko od niego.
- Śpieszę się. - szepnęłam.
- Masz jeszcze pięć minut. - uśmiechnął się.
Po raz drugi złożył na moich ustach pocałunek. Z każdą sekundą mój uśmiech się poszerzał. Obok nas pojawił się Łukasz. Spojrzał na nas i zaklaskał kilka razy.
- Nonono... Już masz nowego?
- A ty masz jakiś problem? - wtrącił się Lotman.
- No tak. Stoi przede mną.
Spoglądałam raz na Łukasza, a raz na Paul'a.
- Możesz iść? - zapytałam patrząc na Jankowskiego.
- Ale mi się tu podoba. - odparł z rozbawieniem.
- Możesz już jechać. Dziękuję bardzo. - ucałowałam delikatnie policzek siatkarza.
Chwyciłam Łukasza za rękę, pociągnęłam go w stronę budynku. Weszłam do siebie. Odłożyłam torebkę z boku, usiadłam na wygodnym fotelu, patrząc na ten sam widok co przez ostatnie trzy lata. Stertę dokumentów. Do pomieszczenia wszedł po chwili Jankowski. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie. Był wściekły.
- Jesteś z nim?
- Mówiłam ci,że to nie twoja sprawa, czy z nim jestem czy nie. Rozumiesz?
- Właśnie, że jest to moja sprawa. Jesteś w ciąży, a to jest również moje dziecko. Więc się pytam, czy będzie miało ono do czynienia z tym typkiem. To teraz mi odpowiedz w końcu!
- Odpowiem ci znowu to samo, ze to nie twoja sprawa. W porównaniu do ciebie, on jest bardziej odpowiedzialny od ciebie. Daj mi już święty spokój i wyjdź.
Łukasz wstał. Podszedł bliżej mnie, po czym złapał mnie dość mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Do jasnej cholery odpowiesz mi czy nie?!
- Nie twoja sprawa. Właśnie nie powinieneś mieć wyrzutów właśnie do mnie. Przypominam ci, że to ty spotykałeś się z jakąś blondynką, będąc jeszcze ze mną. Zdradziłeś mnie. Nie chciałeś tego dziecka. Daniel miał rację. Jesteś skończonym idiotą, wiesz?!
Łukasz zrobił się cały czerwony. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Podniósł rękę na wysokość mojej twarzy. Poczułam przeszywający ból. Upadłam na podłogę. Złapałam się za policzek. Byłam w szoku. Nie zdołałam wykrztusić ani jednego słowa. Łukasz po chwili ukląkł przy mnie.
- Ja-ja przepraszam. Ja już nigdy... Obiecuję. - wyszeptał.
Odsunęłam się od niego. Wstałam powoli, wzięłam torebkę, i wybiegłam z pomieszczenia wpadając na ojca Łukasza. Bez słowa wybiegłam z budynku. Usiadłam na schodkach. Było mi słabo. Oddychało mi się bardzo ciężko. Ciemność...
[...] Obudziłam się dopiero w szpitalu. Rozejrzałam się dookoła. Obok mnie było mnóstwo jakiś rurek, kabelków. Nie wiadomo co jeszcze.
- Panie doktorze. - zaczęła jakaś kobieta. - Obudziła się. - dodała.
Zaraz obok mojego łóżka pojawił się Daniel.
- Siostrzyczko... Jak się czujesz? - zapytał.
- Co się stało?
- Od Łukasz tata cię tutaj przywiózł. Zemdlałaś.
- Z... Z dzieckiem wszystko w porządku?
- Tak. Wszystko jest dobrze.
[...] Musiałam zostać tutaj na noc. Nie lubiłam szpitali. Nigdy, i z pewnością nie polubię. Zmęczenia dawało o sobie znać. Nie było nawet dwudziestej, a ja już zasnęłam.
─────♦─────
Skończyłam. Jakoś ale jest. Czekam na komentarze, nie wiem ile osób o w ogóle czyta... Czytasz - komentujesz! Błagam. Komentarze! :) pozdrawiam, i udanych wakacji ;d
Super :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
dupek z tego Łukasza, ale dobrze, że ma przy sobie Paula
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny, jeśli masz chwilkę to zapraszam do mnie na nowe opowiadanie :)
Fantastico :D Pisz szybciej prosze :D
OdpowiedzUsuńCzytam :))
OdpowiedzUsuńDupek -,- ale turururu coś czuję, że Milena, jeszcze zmieni zdanie co do Łukasza :) Buzi :*
OdpowiedzUsuńWspaniały, jak wszystkie. :) Pozdrawiam, J.
OdpowiedzUsuń