niedziela, 29 czerwca 2014

# 7. Ta bezsilność, kiedy łzy spływają Ci po policzku, a Ty nie masz władzy i kontroli, by je zatrzymać.

Obudziłam się wtulona w ramiona siatkarza. Spojrzałam tylko na budzik. Była godzina siódma. Wyszłam powoli z łóżka, najciszej jak umiałam, starając się nie obudzić siatkarza. 
- Nie śpię. - uśmiechnął się.
Podniósł się na łokciach. Usiadł. Chwycił mnie za rękę, po czym pociągnął mnie do siebie. 
- Ja muszę iść do pracy. Mam godzinę. A muszę iść jeszcze się przebrać. 
- To cię podwiozę. 
Uśmiechnął się do mnie. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek. 
- Ale to ubieraj się. - popędzałam Lotmana. 
Wstałam. Zdjęłam koszulkę, po czym szybko wbiłam się w sukienkę. Spięłam włosy w wysoki kok. Wyszłam z pokoju. Wsunęłam na nogi koturny, stanęłam przed drzwiami czekając na niego. Wyszliśmy z mieszkania. Skierowaliśmy się do jego samochodu. Droga zajęła nam kilka minut. Weszliśmy do domu. Ja od razu pobiegłam na górę, do siebie. Wyciągnęłam ubrania, i weszłam do łazienki. Wzięłam krótki prysznic, wytarłam dokładnie swoje mokre ciało miękkim ręcznikiem. Szybko wbiłam się w wcześniej wybrany strój. Delikatnie się umalowałam, po czym rozczesałam włosy. Zbiegłam na dół po schodach. Wzięłam torebkę, klucze, i telefon, który od razu wrzuciłam do torebki. Zamknęłam drzwi. Wsiadłam do samochodu Lotmana. Oddech miałam szybki, nierówny. Nienawidziłam robić czegoś na szybko. Spojrzałam na Paul'a.
- Ładnie wyglądasz...
- Aa dziękuję.
- To gdzie mam jechać? - zagadnął z uśmiechem. 
- Jedź. Będę ci mówić. Spokojnie. - odparłam. 
Mówiłam mu na każdym odcinku drogi jak jechać. Była godzina siódma pięćdziesiąt pięć. Jesteśmy na miejscu. Nie spóźniłam się. 
- Boże... Nie wiem co bym zrobiła, jak byś mnie nie podwiózł...
- Jeszcze nie Boże. - zaśmiał się. - Nie ma za co. - puścił mi oczko. 
Uśmiechnęłam się. Ucałowałam delikatnie kącik jego ust, i wyszłam z samochodu. Lotman również wyszedł, chwycił mnie za rękę, i pociągnął do siebie. Pocałował mnie delikatnie, ręką gładząc mój policzek. Odsunęłam się lekko od niego. 
- Śpieszę się. - szepnęłam. 
- Masz jeszcze pięć minut. - uśmiechnął się. 
Po raz drugi złożył na moich ustach pocałunek. Z każdą sekundą mój uśmiech się poszerzał. Obok nas pojawił się Łukasz. Spojrzał na nas i zaklaskał kilka razy. 
- Nonono... Już masz nowego?
- A ty masz jakiś problem? - wtrącił się Lotman. 
- No tak. Stoi przede mną.
Spoglądałam raz na Łukasza, a raz na Paul'a. 
- Możesz iść? - zapytałam patrząc na Jankowskiego. 
- Ale mi się tu podoba. - odparł z rozbawieniem. 
- Możesz już jechać. Dziękuję bardzo. - ucałowałam delikatnie policzek siatkarza. 
Chwyciłam Łukasza za rękę, pociągnęłam go w stronę budynku. Weszłam do siebie. Odłożyłam torebkę z boku, usiadłam na wygodnym fotelu, patrząc na ten sam widok co przez ostatnie trzy lata. Stertę dokumentów. Do pomieszczenia wszedł po chwili Jankowski. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie. Był wściekły.
- Jesteś z nim?
- Mówiłam ci,że to nie twoja sprawa, czy z nim jestem czy nie. Rozumiesz?
- Właśnie, że jest to moja sprawa. Jesteś w ciąży, a to jest również moje dziecko. Więc się pytam, czy będzie miało ono do czynienia z tym typkiem. To teraz mi odpowiedz w końcu!
- Odpowiem ci znowu to samo, ze to nie twoja sprawa. W porównaniu do ciebie, on jest bardziej odpowiedzialny od ciebie. Daj mi już święty spokój i wyjdź. 
Łukasz wstał. Podszedł bliżej mnie, po czym złapał mnie dość mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie. 
- Do jasnej cholery odpowiesz mi czy nie?! 
- Nie twoja sprawa. Właśnie nie powinieneś mieć wyrzutów właśnie do mnie. Przypominam ci, że to ty spotykałeś się z jakąś blondynką, będąc jeszcze ze mną. Zdradziłeś mnie. Nie chciałeś tego dziecka. Daniel miał rację. Jesteś skończonym idiotą, wiesz?! 
Łukasz zrobił się cały czerwony. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Podniósł rękę na wysokość mojej twarzy. Poczułam przeszywający ból. Upadłam na podłogę. Złapałam się za policzek. Byłam w szoku. Nie zdołałam wykrztusić ani jednego słowa. Łukasz po chwili ukląkł przy mnie. 
- Ja-ja przepraszam. Ja już nigdy... Obiecuję. - wyszeptał.  
Odsunęłam się od niego. Wstałam powoli, wzięłam torebkę, i wybiegłam z pomieszczenia wpadając na ojca Łukasza. Bez słowa wybiegłam z budynku. Usiadłam na schodkach. Było mi słabo. Oddychało mi się bardzo ciężko. Ciemność... 
[...] Obudziłam się dopiero w szpitalu. Rozejrzałam się dookoła. Obok mnie było mnóstwo jakiś rurek, kabelków. Nie wiadomo co jeszcze. 
- Panie doktorze. - zaczęła jakaś kobieta. - Obudziła się. - dodała.
Zaraz obok mojego łóżka pojawił się Daniel. 
- Siostrzyczko... Jak się czujesz? - zapytał. 
- Co się stało? 
- Od Łukasz tata cię tutaj przywiózł. Zemdlałaś. 
- Z... Z dzieckiem wszystko w porządku? 
- Tak. Wszystko jest dobrze. 
[...] Musiałam zostać tutaj na noc. Nie lubiłam szpitali. Nigdy, i z pewnością nie polubię. Zmęczenia dawało o sobie znać. Nie było nawet dwudziestej, a ja już zasnęłam. 


─────♦─────

Skończyłam. Jakoś ale jest. Czekam na komentarze, nie wiem ile osób o w ogóle czyta... Czytasz - komentujesz!  Błagam. Komentarze! :) pozdrawiam, i udanych wakacji ;d

6 komentarzy:

  1. Super :)
    Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. dupek z tego Łukasza, ale dobrze, że ma przy sobie Paula
    pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny, jeśli masz chwilkę to zapraszam do mnie na nowe opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastico :D Pisz szybciej prosze :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dupek -,- ale turururu coś czuję, że Milena, jeszcze zmieni zdanie co do Łukasza :) Buzi :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały, jak wszystkie. :) Pozdrawiam, J.

    OdpowiedzUsuń